Agnieszka Jaroszewicz

…A raczej dwie Agnieszki na misyjnym szlaku

Archive for październik, 2007

Tydzien Misyjny 2007

Tym razem osobiscie. Ponizej zamieszczam fragment refleksji na tegoroczny Tydzien Misyjny, tak od "drugiej strony":

"Bardzo dużo mówi się o tym, że dający więcej otrzymuje niż daje. Ale jak wytłumaczyć, że tak naprawdę nie daje się niczego? …Trudne? Nie do przyjęcia? Być może da się to nazwać inaczej, ale jedyne, czego potrzebuje jeden człowiek, żeby znaleźć się wśród innych jako rzecznik Kościoła i Boga, to wiara, że moje nic może być podstawą kreacji jakiegoś świata. Ba! Skoro tak, powiecie, to po co latać aż na drugą półkulę? Jakkolwiek by to nie zabrzmiało: żeby było łatwiej. Żeby przy okazji odkrywać, że „różnimy się jedynie tak bardzo podobnie”, że te cudowne różnice są sobie nawzajem bardzo potrzebne, a podobieństwa pozwalają uchwycić Boży pomysł na skonstruowanie człowieka. (…)

 Życie jest tym najpiękniejszym czego możemy pragnąć, by móc się tym dzielić, to właśnie nasze małe nic, które, połączone z wiarą, może zaowocować jakimś nowym światem. Światem na co dzień ukrytym, tajemnicą Boga osłoniętą inną tajemnicą – czasu jej wyjawienia. Dużo tajemnic? Zawikłane to wszystko? Może na piśmie. “Świat powie to lepiej, niż książka przemilczy”. Żyje się po prostu, myśli muszą się tego dopiero nauczyć. A kiedy się nauczą – będziemy juz w Raju. I nie będzimy musieli nigdzie pielgrzymować, by budować jedność."

 

Jeszcze zyjemy, jakby sie ktos pytal

Robi sie goraco (i nie tylko "pogodowo", choc na szczescie i w tym sensie jest coraz cieplej). Jest coraz mniej czasu, zeby wstapic i napisac to czy owo. Nasz dzien wyglada mniej wiecej tak: 6.00 pobudka, 6.30 medytacja, 7.00 msza swieta z jutrznia i salezjankami, 7.30 sniadanie*, 9.00-11.30 oratorium poranne (ktore jest, notabene, naszym wlasnym obowiazkiem, dopiero co wystartowalo), 12.30 obiad (od pt. do niedz. nieco pozniej)*, 14.30 oratorium popoludniowe, na ktore sklada sie: 15.00-16.30 czas na nauke, 16.30-17.00 rekreacja, 17.00-17.30 podwieczorek (tym razem dolaczamy do calej grupy animatorow, ktorzy opiekuja sie poszczegolnymi grupkami dzieci); kiedy konczy sie oratorium mamy czas zeby integrowac sie z animatorami. Na razie kroluje gra w siatke, ale pomalu pojawiaja sie nowe elementy, jak chocby, ostatnio, wymiana talentow spiewaczych i tanecznych. Tak po 18.00 mamy chwilke na odpoczynek i o 19.15 zjawiamy sie na nieszporach i pozniej… lectura espiritual, a w niej… co nowego u kardynala Tarcisio Bertone, czyli wszytko o oficjalnych wizytach w Peru dystyngowanych przedstawicieli Kosciola. Pozniej kolacja* i czas wolny ile kto moze, no, chyba ze przysniemy nad laptopem dziergajac kolejne sceny jaselek. Nasze apogeum wytrzymalosci to godzina 23.00 … A tak w ogole to latamy ze scierami, zelazkami, odplamiaczami (czyli "ABC kury domowej"). Szkolimy sie pod kazdym wzgledem… Prawie kazdym 😉

Teraz czas na przypis: * trzeba zauwazyc, ze te nie trwaja krocej niz… jak to u latynosow… sami wiecie.

Obrastamy w Piura

Do miejsca przeznaczenia dotarlysmy 4 dni temu, ale mamy wrazenie, jakby uplynal juz miesiac. Dzieje sie naprawde duzo. Ale,ale… Nalezy sie Wam kilka slów wyjasnienia. Piura jest miastem pustynnym, dosc duzym, tzn. wystarczajaco duzym, by móc sie zgubic… Tym bardziej, ze poki co nie przekroczylysmy murow Bosconii. Innymi slowy: nie (wy)puszczamy sie (zwal jak zwal). A Bosconia to prawdziwa oaza na tej pustyni. Wody nam nie brakuje, wrecz musimy na nia uwazac. zeby nie byc potraktowane jak reszta bujnej roslinnosci. A jednak mozemy smialo powiedziec, ze obrastamy w Piura … i w dodatkowe gramy i dekagramy. To wszystko przez te pysznosci! …Bo ktoz by nie chcial upajac sie codziennie sokiem ze swiezej papai, wcinac ryz dwa razy dziennie zagryzajac slodkim ziemniakiem (papa dulce), ze nie wspomnimy juz o makaronie… Oczywiscie w polaczeniu z ziemniakami. Od pierwszego dnia towarzysza nam kurczaki. Wyjatek stanowi piatek: kuchnia serwuje wówczas na pól zywe rybki polane sokiem z cytryny. Wbrew pozorom nie jest to sushi ale tradycyjne peruwianskie seviche. Na nude nie narzekamy. mamy tu 1400 indykow, drugie tyle kurczakow, pare krow, kilka swiniakow, troche wiecej krolikow i oczywiscie, nr 1 w tutejszej kuchni, swinki morskie. Wciskaja nam kit, ze to nie sa zwierzaki domowe. W tym peletonie plasuja sie dzieciaki z Piura, ktorych jeszcze nie zdolalysmy policzyc. na naszym koncie jest okolo 20 zapamietanych imion. Powiedzmy, ze jest to osiemnasta czesc wszystkich… Carramba, czas na oratorium, musimy biec. ¿A Wy, w co obrastacie?

Pierwsze koty za ploty

Jestesmy juz w Limie. Zaoszczedzilysmy 7 godzin i poki co nie mamy zbytnich problemow z aklimatyzacja.

Chlopcy z Otwartego Domu Ks. Bosco sa wymagajacymi sportowcami. Wczoraj pogonili nas troche po boisku, wiec my (zeby zlapac oddech) zaproponowalysmy im gre w "króla". To byl strzal w 10. Chlopcy podchwycili pomysl i… nim sie zorientowalysmy na linii startu byla ich cala gromadka. Dzisiaj jest juz troche pustawo, bo chlopcy poszli do szkoly (wczoraj w Peru obchodzono swieto z okazji przegranej wojny,stad sporo czasu wolnego). Dzisiaj tez bedziemy musialy rozstac sie z chlopakami, bo wieczorem wyruszamy juz na nasza pustynie. Czeka nas cala noc w podrozy, ale, szczerze mówiac, chcemy zakosztowac juz pólnocnego ciepla, bo oceaniczna wilgoc zaczela nam doskwierac.

Już niedługo, coraz bliżej…

Jest  sobota 6 pażdziernika, godzina 21.27 czasu (jeszcze) polskiego. Obie Agnieszki stawiły się kilka godzin temu zwarte i gotowe w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie. Trzeba było dopełnić ostatnich formalności, odebrać bilety lotnicze i … Wreszcie uwierzyć w to, co się dzieje. Jutro o 5.00 ruszamy na Okęcie, a stamtąd … Bo tak jest z tymi, którzy z Ducha narodzili się: nikt nie wie, dokąd pójdą za wolą Twą… Ciąg dalszy nastąpi, gdyż, mamy nadzieję, nasi aniołowie nadążą za Lufthansą 😉

Misje: miłość ku większej jedności

Moja przygoda z misjami zaczęła się na poważnie trzy lata temu, kiedy zaczynałam studia, jednocześnie angażując się w dopiero powstającą grupę lokalną Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco. O samym dojrzewaniu powołania misyjnego miałam już okazję mówić wiele razy, więc może innym razem wspomnę to czy owo z przedostatniego roku minionego tysiąclecia (czas na przeliczenie… Tak, tak, to już tak długo). Nie lubię często wracać do tego samego, może dlatego też po raz kolejny ruszam nowym szlakiem, niesprawdzonym, wymagającym zaufania i swego rodzaju dezorganizacji. Tego ostatniego akurat mi nie brak, choć właśnie tę ułomnośc całkowicie wypełniam ufnością. Można powiedzieć, że ruszam w ciemno – za marzeniem, za którym, jak wierzę, kryje się jeszcze coś dużo większego, zakrytego przede mną stojącą na progu drogi. A droga prowadzi na pustynię – do miasta Piura na północy Peru. Pustynia… Czas?Przestrzeń? Miłość? Miłość na pewno. Jeśłi mam cokolwiek powtarzać, niech powtórzę po raz kolejny słowa znajomej siostry misjonarki z Nowosybirska: serce nigdzie nie zostaje, serce się "poszerza". I z moim tak się dzieje. Żadna jego część nie została w Gdańsku czy w Toruniu, nie została też ani cząstka na Ukrainie (jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało wobec moich ciągłych powrotów w tamte strony od czasu zeszłorocznego wyjazdu krótkoterminowego z ramienia wolontariatu). Nie, po prostu wszystkie odwiedzone miejsca i wszyscy napotkani ludzie pozostali w moim sercu i są moim jedynym bogactwem. Stąd też, jeszcze teraz, chcę zwrócić się ze szczególnym podziękowaniem do tych, którym tak wiele zawdzięczam. Tutaj przesuwają mi się przed oczyma wyobraźni liczne, tak bliskie mi twarze, lecz niech szczególne miejsce zajmie moja nie tak mała toruńska wspólnotka wolontariatu misyjnego, której znikomą cząstkę widać na zdjęciu obok. Kochani! Zarówno Wam, jak i wszystkim, którzy teraz czytają te słowa, życzę, by ten kolejny rok pracy, nauki i zdobywania nowych doświadczeń był piękny i owocny, prawdziwie misyjny, niezależnie od miejsca działania. "Misyjny" – w myśl słów, które czynię swoją dewizą:

MISJE: MIŁOŚĆ KU WIĘKSZEJ JEDNOŚCI.