Misje: miłość ku większej jedności
Moja przygoda z misjami zaczęła się na poważnie trzy lata temu, kiedy zaczynałam studia, jednocześnie angażując się w dopiero powstającą grupę lokalną Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco. O samym dojrzewaniu powołania misyjnego miałam już okazję mówić wiele razy, więc może innym razem wspomnę to czy owo z przedostatniego roku minionego tysiąclecia (czas na przeliczenie… Tak, tak, to już tak długo). Nie lubię często wracać do tego samego, może dlatego też po raz kolejny ruszam nowym szlakiem, niesprawdzonym, wymagającym zaufania i swego rodzaju dezorganizacji. Tego ostatniego akurat mi nie brak, choć właśnie tę ułomnośc całkowicie wypełniam ufnością. Można powiedzieć, że ruszam w ciemno – za marzeniem, za którym, jak wierzę, kryje się jeszcze coś dużo większego, zakrytego przede mną stojącą na progu drogi. A droga prowadzi na pustynię – do miasta Piura na północy Peru. Pustynia… Czas?Przestrzeń? Miłość? Miłość na pewno. Jeśłi mam cokolwiek powtarzać, niech powtórzę po raz kolejny słowa znajomej siostry misjonarki z Nowosybirska: serce nigdzie nie zostaje, serce się "poszerza". I z moim tak się dzieje. Żadna jego część nie została w Gdańsku czy w Toruniu, nie została też ani cząstka na Ukrainie (jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało wobec moich ciągłych powrotów w tamte strony od czasu zeszłorocznego wyjazdu krótkoterminowego z ramienia wolontariatu). Nie, po prostu wszystkie odwiedzone miejsca i wszyscy napotkani ludzie pozostali w moim sercu i są moim jedynym bogactwem. Stąd też, jeszcze teraz, chcę zwrócić się ze szczególnym podziękowaniem do tych, którym tak wiele zawdzięczam. Tutaj przesuwają mi się przed oczyma wyobraźni liczne, tak bliskie mi twarze, lecz niech szczególne miejsce zajmie moja nie tak mała toruńska wspólnotka wolontariatu misyjnego, której znikomą cząstkę widać na zdjęciu obok. Kochani! Zarówno Wam, jak i wszystkim, którzy teraz czytają te słowa, życzę, by ten kolejny rok pracy, nauki i zdobywania nowych doświadczeń był piękny i owocny, prawdziwie misyjny, niezależnie od miejsca działania. "Misyjny" – w myśl słów, które czynię swoją dewizą:
MISJE: MIŁOŚĆ KU WIĘKSZEJ JEDNOŚCI.
Witamy Agnieszko w świecie blogowania 🙂
Trudno mi cokolwiek skomentować, bo głównie nawiązujesz do przeszłości, której tak dobrze nie znam jak inni. Wciąż trzymam kciuki za Twoją wyprawę z pomocą do Peru. Mam nadzieję, że i tamtejsze osoby powiększą Twoje serducho.
Ze zniecierpliwieniem będę oczekiwał kolejnych wpisów.
Cześć Aguś 🙂
Widzę, że się nie nudzisz już od samego początku pobytu w Peru 🙂
Całym serduchem jestem z Tobą i wspieram Cię….
oby Ci się tam wiodło 🙂 żebyś była szczęśliwa :*
Ślę pozdrowionka z Polski i ściskam mocno Ciebie [i koleżankę ;)]
Ania … [Kutno]
Tak trzymajcie Agnieszki, jesteśmy z wami. W Ośrodku Misyjnym rozmawiamy tylko o was. Powodzenia!
Witaj Agusiu ty moja Kochana!!!jej nawet nie wiesz jak się cieszę że w końcu dotarłam tu do ciebie
bo miałam spore problemy ze znależeniem twojego Bloga…bardzo ładne zdjęcie te u góry:)
zawsze wiedziałam że masz wielkie serce:) zawsze widziałm w twoich oczach wielkie pokłady miłości…
kiedyś nawet ci tego zazdrościłam…że potrafisz tak kochać…ufać Bogu…tej siły ducha i zaparcia
zawsze wiedziałam(od pierwszego dnia kiedy cię poznałam) że jesteś odważna i będziesz wielkie rzeczy czynić:)
i nie zdziwiło mnie to że wybierasz się na misję tam jest wiele dzieci które potrzebują Ciebie i twojej wielkiej Miłości tak jak kiedyś ja…chciałbym choć po części być taka jak ty…;*Kocham cię Siostrzyczko!
jestem ogromnie wdzięczna Bogu że mi ciebie postawił na mojej drodze!Pamiętam w Modlitwie;)
agnieszko zycze ci szczescia i blogoslawienstwa gorecka galeria mariacka
Dodaj komentarz