Wylatujemy ze zlotej klatki
Niech juz zostanie ta "ptasia" terminologia. Zwlaszcza, ze po drodze zdazylysmy juz zaszczepic okolo tysiaca kur (kiedy to bylo…? Nawet nie pamietam :)), a codziennie upajamy sie spiewem rajskich ptaszkow fruwajacych po naszym domowym patio. Rzeczywiscie, juz sporo razy opuscilysmy mury Bosconii, by zasmakowac troche peruwianskiego swiata. Srednio raz w tygodniu udajemy sie do centrum, zeby zaopatrzyc sie w najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak chusteczki do nosa – tak tak, na pustyni tez mozna sie przeziebic, nawet porzadnie. Przy okazji widzialo sie to i owo. Centrum Piura w niczym nie przypomina okolic Bosconii. Banki, domy towarowe, multikino, mnostwo barow, kawiarenek, budynki przemyslowe oraz wszedzie przemykajacy panowie w garniturkach i z neseserami. Showbusiness. Jak wielka odleglosc mozna przebyc w ciagu 10 minut jazdy mototaksowka!*. Wystarczy, ze zestawimy sobie elegancka pietrowa wille oblozona blyszczacymi kaflami, zaopatrzona w ganek i garaz, otoczona calkiem ladnym murowanym ogrodzeniem (takie mijamy po drodze do centrum) z domkiem Doñi Paquity i jej rodziny, ktora zawsze wita nas szerokimi usmiechami, kiedy przybywamy w niedzielne popoludnie do Kurt Beer w ramach "oratorium objazdowego". Zawsze uzyczaja nam pradu, zeby podlaczyc radio. Wówczas dzieciaki schodza sie w rytm piesni: "Vamos,vamos a eschuchar la palabra de verdad, vamos, vamos a adorar a Dios en el pan de la unidad" [idziemy, by sluchac slowa prawdy, idziemy adorowac Boga w chlebie jednosci]. Kiedy zajrzalam dyskretnie do srodka drewnianego domku, zobaczylam duze pomieszczenie wylozone glina, przedzielone sciankami i rozbudowane wglab. Zaslonki sluzace za drzwi byly nielicznymi elementami kolorowymi, ale skromne meble poustawiane byly gustownie i w porzadku. Prowizoryczna spizarnia, ktora poznalam po umieszczonej na pólce palecie jajek, takze byla uporzadkowana, choc uboga. Na jednym z pieknie wyplecionych krzesel, na poduszce lub kocyku, drzemal najspokojniej w swiecie uroczy rudy kociak, jakby odzwierciedlajc cieplo serc calej piecioosobowej rodzinki, ktora jest ostoja naszego oratorium. Naprawde, dom tworza ludzie. To chyba nie oni sa naprawde ubodzy.
* odsylam do galerii zdjec
Tak… To nie CI ludzie są naprawdę ubodzy…
Jednak chyba łatwiej jest zauważać biedę materialną. Tej ważniejszej i gorszej – duchowej już się nie widzi.
:*
Widzisz Agnieszko, jak Wy podchodzicie z sercem na dłoni do tamtejszych mieszkańców, tak i oni odwzajemniają się. Nie muszą być zamożni, żeby dawać bliźnim to, co mają najcenniejsze – miłość do drugiego człowieka.
Dodaj komentarz