Jest dzien przed inauguracja oratorium codziennego w tym roku szkolnym. Wiele przygotowan, wiele spotkan i sporo omawiania szczegolow, ktore… I tak sie zmienia. Ale "jedne rzeczy sie zmieniaja a inne nie"* Juz jakis czas temu zapowiedzialam ciag "obrazkow", ktore przedstwaia nieco naszych malych (i wiekszych) przyjaciol z Peru (i okolic 🙂 ). I obietnicy dotrzymuje. A nie mowilam, ze sie zdziwicie? Minal moze tydzien od poprzedniegio wpisu 🙂
Każdego popołudnia w oratorium dzieci dostają ciepły posiłek. Tylko czasami marudzą, że coś im nie smakuje, lub zostawiają. Zwykle zjadają ze smakiem i szybciutko.
Jest dzień jak każdy. W jadalni dzieci hałasują, a animatorzy pilnują porządku. Ci, którzy weszli pierwsi, już kończą obiad, inni jeszcze zajadają aż się uszy trzęsą. Przy stole, od którego już prawie wszyscy wstali, została mała dziewczynka. Siadam naprzeciwko i stroję śmieszne minki, dopingując do jedzenia. Bawimy się łyżką w samolocik i tym podobne gry, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Już wiem, że dziewczynka ma na imię Marisela. I że najwyraźniej nie ma dziś zbyt dużego apetytu. Za chwilkę nieśmiałym krokiem, równie nieśmiałym jak uśmiech mojej małej towarzyszki, zbliża się nieco starsza dziewczynka, jej siostra. „Ona już więcej nie zje” uśmiecha się i delikatnie przysiada obok. Wyjmuje z plecaka słoik i pyta: „Mogę…wziąć ze sobą to, co zostało…?” „Oczywiście” – odpowiadam bez wahania – „Ta porcja jest wasza. A nuż apetyt wróci” Uśmiechają się obydwie. Obok talerza leży kilka ciastek zbożowych. Podaję je dziewczynkom: „nie zapomnijcie o deserze”. W roześmianych oczkach pojawia się nowy błysk: „Będą dla mamy”.
Oratorium to rodzina rodzin.
* A moze by tak kolejny konkurs na cytat? Dla podpowiedzi dodam, ze tym razem nie ksiazka, a film.
Krzyże są wszędzie:
i na wyżynach, jak ten ze zbocza krateru wulkanicznego opodal Quito,
i pod blaszanymi dachami małych domków na piaskach Piura.
Noszą je na szyi biskupi i najmniejsze dzieci z oratoriów latających.
Jednak na każdego z osobna musi przyjść czas odszukania na krzyżu oblicza Chrystusa. Potrzeba odwagi Weroniki, która odnalazła oblicze najpiękniejszego z synów ludzkich, spoglądając w zakrwawione oczy skazańca, oszpeconego tak, że postać jego była niepodobna do ludzi, wzgardzonego i odepchniętego, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa.
Być może Weronika nie pytałaby człowieka napotkanego w ogrodzie, gdzie jest jej Mistrz, tylko ucałowała tak, jak wcześniej swoją chustę.
Ożywa to, co potrafi umrzeć.
Zycze zanurzenia sie gleboko w tajemnice paschalne
To tak na pocieszenie dla spragnionych wiesci z Peru. Otoz, pewnego pieknego letniego popoludnia, wlasnie w momencie, w ktorym zasiadlam przy komputerze, zeby napisac… cokolwiek, zadzwonil telefon. Okazalo sie, ze trzej polscy misjonarze sa w podrozy wakacyjnej i chetnie by sie zatrzymali w Bosconii na noc lub dwie… ma sie rozumiec juz nic nie napisalam (po raz drugi czy trzeci tego pieknego, letniego dnia). Ale za to mam w zanadrzu sporo ciekawych historyjek misyjnych z parafii lezacych gdzies daleko (lub wysoko). Jedna z nich jest doskonala na poprawe humoru.
A to bylo tak… W jedna z niedziel do malego, lecz bardzo uroczego kosciolka parafialnego polozonego wysoko w Andach, (gdzie nie ma zbyt wiele drog dojazdu, za to zycie tetni jak wszedzie) weszla pewna starsza kobieta, dzwigajac cos duzego w szalu na plecach. Zainteresowany proboszcz wyjrzal z konfesjonalu i co zobaczyl? Kobieta owa zblizyla sie do prezbiterium, wyciagnela z szala figure swietego Antoniego i ustawila elegancko na wprost oltarza. "Co pani robi?" – zapytal zdziwiony misjonarz. " "Ja nie moge dzis przyjsc na msze, bo ide na zakupy na bazar, ale swiety Antoni wyslucha za mnie mszy, a ja, wracajac z bazaru, zabiore go z powrotem". "Taaak? – zaczal proboszcz hamujac smiech – Mam dla pani inna propozycje: najpierw zostaniecie oboje na mszy swietej, a potem swiety Antoni pojdzie razem z pania na zakupy". "Tak ksiadz mowi…?". "Tak, tak bedzie lepiej, mowie pani". "No, skoro tak…" …No i zostali na mszy elegancko oboje: i swiety Antoni i jego gospodarna przyjaciolka 🙂
Z serdecznymi pozdrowieniami dla ksiedza Norberta, ktory pewnie juz wrocil do swojej parafii, zeby dopilnowac wszystkiego zanim uda sie na zasluzony odpoczynek do Polski.
Juz spiesze z wyjasnieniem. Nie pisze – bo jest szczesliwa 🙂 A dlaczego napisala? Bo szczescie dzielone sie mnozy 🙂 A tak poza tym, to minely pracowite… bardzo pracowite dwa miesiace. Bardzo piekne dwa miesiace. Czas vacaciones útiles i oratorium letniego, czas sprobowania swoich sil w pracy nauczycielskiej i przeroznych sztuk przyjemnych i pozytecznych. Tutaj na przyklad… Nauczylam sie zonglowac. Trzema: limonkami, malymi zielonymi pomaranczami, lub, mniej oryginalnie, pileczkami tenisowymi. Do wyboru. No moze nie do koloru, bo wszystko mniej wiecej w tej samej tonacji kolorystycznej. Obecnie mamy czas "zawieszenia", to znaczy zakonczyly sie akcje wakacyjne, zakonczyla sie kolejna wielka akcja ulotkowa trwajaca tydzien (podobnie jak poprzednia przed wakacjami), pomalu koncza sie zapisy na katechezy sakramentalne i niedlugo zapewne otworza sie zapisy do oratorium codziennego w roku szkolnym, polaczonego z pomoca w nauce. Wiele przygotowan, obecnie takze porzadkowych i kulinarnych przed swietami, ktore juz… no, dla mnie juz trwaja. Bosconia zyje, zmienia sie. jednych zegnamy, innych witamy. Troche przegladu "kronikarskiego" mozna zobaczyc juz w galerii zdjec. Ostatnio dodany album jest jednym z ciekawszych i wazniejszych: fotoreportazem, mozna powiedziec, z jednej z osmiu niedziel wakacyjnych bogatych w spotkania i w doswiadczenie zycia w okolicach Bosconii. Takie bardzo "misyjne" doswiadczenie. Zapraszam do ogladania, dzielenia sie wrazeniami i przemysleniami (zarowno tutaj jak i w galerii zdjec jest mozliwosc dodania komentarzy). Z przyjemnoscia powitam glosy zza oceanu, ktore odpowiadaja z glebi serca wypelnionego miloscia do Kosciola na roznych kontynentach.
A juz niedlugo… Zdziwicie sie zagladajac na te strone. Obiecuje.