Wszedzie dobrze, ale w domu najlepiej
Dluga przerwa, dluga… dluuuuga. No tak, a obiecalam pisac. I co poradze? No, ostatnie dwa tygodnie mam niejako usprawiedliwione: WAKACJE 😉 Pojechalysmy na poludnie Peru poodwiedzac niektore z kluczowych miejsc mowiacych tyle o kulturze i tradycji tego tak fascynujacego kraju. Chyba nazwy „Machu Picchu” nie musze osobno objasniac. oze troche gorzej bedzie z Urubamba, Ollantaytambo, Moray, Calca, Chivay, Puno… Ale, jak to sie mowi: wszystko w swoim czasie. Niedlugo powinny sie pojawic na stronie zdjecia z tej podrozy, na razie uzupelnilam „fotokronike” z kwietnia i maja, czyli od Wielkanocy.
No tak, to juz tydzien odkad jestesmy z powrotem w Piura, w naszej kochanej Bosconii. I od razu wiele aktywnosci, kilka nowosci, ale przede wszystkim ogrom milosci (wcale nie czuje kiedy rymuje ;)). Kiedy w niedziele 15 czerwca rano zaladowane mototaxi pojawilo sie przy bramie, dzieci w wiekszosci byly jeszcze w kosciele na swojej mszy, ale ci, co nie byli… Zainicjowali caly ciag serdecznych powitan, zalali nas miloscia i informacjami o zmianach. Przede wszystkim trudno bylo przestac sie usmiechac. Takie sa powitania w domu. Wrocilysmy bogate w zachwyt, doswiadczenia piekna i madrosci, zaopatrzone w pamiec i usmiechy nowych przyjaciol, zapalone do dzialania przez poznanie innych dziel salezjanskich. Ale w jednej chwili tylko upewnilam sie w mysli, ktora mi towarzyszyla wraz z cichutka tesknota: to bogactwo bedzie moim prezentem dla „domownikow” tego dziela, jakim jest Bosconia. Ta milosc, ta tesknota, te powitania i pozytywne zmiany w zachowaniu dzieciakow z oratorium – to wszsytko jest jednym wielkim potwierdzeniem tego, co kazdy zna na pamiec:
WSZEDZIE DOBRZE,ALE W DOMU NAJLEPIEJ