Szczęśliwego Nowego Roku 2008! …”Co? Chyba coś ci sie pomyliło! 2009 się zaczyna!” Owszem – odpowiem – ale chcę mu dać taką szansę, jaką dostał darmo rok poprzedni. Siedzę sobie w cichości popołudnia, pierwszego w nowym roku, i rozmyślam nad niespodziankami Nieba. Dokładnie rok temu dostałam w prezencie jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. I tak już pozostało. Wierząc w Boga trzeba umieć wierzyć w szczęście, większe z dnia na dzień.
Poranek zaczął się jak każdy, choć – wiadomo – świątecznie. W dodatku przypadały urodziny pani Jadwigi, która przez sześć miesięcy towarzyszyła nam, pracując w miejscowym centrum medycznym. Był ranek, każdy indywidualnie kończył śniadanko, tu i ówdzie nawiązały się pogawędki. Kuchnia była chyba jeszcze na naszej głowie, ale zanim to… „Kto mi potowarzyszy?” – usłyszałam głos księdza Ryszarda, wówczas pracującego w Arequipie, ale goszczącego u nas. „A dokąd?” „Do chorego,idę z komunią świętą i namaszczeniem chorych”. Przez moment zakręciło mi się w głowie. Nikomu nic nie mówiłam, ale podobna wizyta była moim cichym marzeniem… Już za 10 minut wyszłam razem z księdzem Ryszadrem za bramę Bosconii, w towarzystwie pani mającej doprowadzić nas do domku chorego… dwie przecznice dalej!
W domu zebrała się cała rodzina: córka z dwoma synkami, żona, brat… i sam gospodarz domu, a raczej skromny, drobny mężczyzna wiekowo mogący dobiegać 80 lat życia. Przywitał nas z uśmiechem na ustach, siedząc na wózku inwalidzkim, ściskając serdecznie dłonie i darząc wzruszeniem i jasnością niewidzących oczu. W skromnym, choć przestronnym, murowanym, czysto utrzymanym domku, można poznać od razu, że panuje miłość. W rozmowie, którą rozpoczął ksiądz Ryszard zanim przystąpił do sakramentów, domownicy otwarcie dzielili się swoimi najcieplejszymi uczuciami. szkoda, że nie pamiętam imion. Choć w ten sposób pan, którego przyszliśmy odwiedzić, za zawsze pozostanie dla mnie Hiobem. Jego pogoda ducha,z jaką wypowiadał każde słowo, napawała radością. Mówił: „Dlaczego nie miałbym mieć nadziei? Już od dawna nie mogę się ruszać, czasem i poboli, teraz jeszcze wzrok… ale przecież Bóg nad wszystkim czuwa, Jego wola… Dał mi wspaniałą rodzinę,która o mnie dba, czego mogę chcieć więcej?” Rodzina potwierdzała,że czasem jest ciężko, że czasem i ból jest ogromny… „Ale z Bożą pomocą…”. Słowa wyczytane przeze mnie z ewangelii: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem” były wyrazem tego, czym żyje ta rodzina. Bóg w hostii sam chciał trafić pod ten dach.
Tak, naprawdę wierząc w Boga trzeba umieć wierzyć w szczęście, większe z dnia na dzień.
Szczęśliwego Nowego Roku!