Agnieszka Jaroszewicz

…A raczej dwie Agnieszki na misyjnym szlaku

Misyjny dzień Dziecka 2009

01
06

Obiecałam pisac zaległe „Obrazki z Peru”. Oto jeden z najpiękniejszych, jakie do tej pory mam przed oczyma, w sam raz na niezwykły dzień Trzech Mędrców, będący również Misyjnym Dniem Dziecka. Oto prawdziwa mądrośc:

dscf7030Co jakiś czas w niedzielę dzieci z „oratorium latającego” z Kurt Beer przychodzą na basen. Robimy tak: rano idziemy na zbiórkę tam, gdzie zwykle się razem bawimy i idziemy razem z oratorianami na mszę świętą dla dzieci, na godzinę 9.00. Siadamy razem w ławkach po lewej stronie ołtarza, a potem ci, którzy przyszli, otrzymują karnety w pieczątką jako wejściówki na popołudniowy basen.
Kiedy pierwszy raz towarzyszyłyśmy im w ten sposób, co najmniej dwoje dzieci zabrało ze sobą swoje młodsze rodzeństwo, to jest maleństwa liczące sobie nie więcej niż roczek czy dwa. Między innymi mój ulubieniec, dziewięcioletni Jefferson, opiekował się swoim malutkim braciszkiem. Nie puszczał go ani na chwilę. Trzymał na rękach, przytulał, obsypywał pocałunkami i głaskał po główce. Z największą cierpliwością uspokajał i pocieszał, szepcząc coś po cichu do uszka.
W rzędzie obok, w ławce sąsiadującej, inny, starszy chłopiec, już nie potrafił okazać swojemu braciszkowi tyle miłości. Jedynie zasłaniał dłonią jego buzię, żeby ten nie płakał tak głośno. Oczywiście efekt był przeciwny. Malec uspokoił się dopiero gry chłopcy zaczęli bawić się z nim bucikami. Nawiasem mówiąc prawie by je zgubili.
Miłość jest najlepszym lekarstwem na wszystko, najlepszym „systemem prewencyjnym”. Nie dziwi mnie, że braciszek Jeffersona, obdarzony równie pięknymi oczkami, spokojniutko obserwował swoje otoczenie: kościół i otaczające go osoby. Miałam szczęście znajdować się w polu jego obserwacji. Otrzymałam porządną katechezę.

Dodaj komentarz