Spojrzenie dające życie cz.IV
(…) Siostry żyją według surowej, jak dla mnie, reguły benedyktyńskiej. Ich klasztor mieści się na bardzo pustynnym terenie Sechura. Jest tak sucho, że nawet kaktusy umierają. Oprócz modlitw w ciągu dnia i w nocy, co pół godziny zmieniają się na Adoracji, a w nocy co godzinę. Mówi się niewiele, tylko o sprawach koniecznych, swobodnie można rozmawiać jedynie przez niecałą godzinę w czasie popołudniowej przerwy. Jest to też czas, by rozwijać swoje talenty. To właśnie – w tym momencie siostry podrzucały mi flet, zabierały karmić kury, podlewać dopiero co posadzone bananowce, zbierać patyki do pieca, zachęcały do gry na pianinie. Próbowałam przypomnieć sobie mój ulubiony fragment z opery „Wesele Figara” Mozarta, ale dość nieudolnie mi to szło, bo miałam problemy, żeby zsynchronizować pracę rąk z nogami, które musiały pompować pianino, aby wydobyć jakikolwiek dźwięk. Sióstr jest osiem. Z każdą jakoś udało mi się nawiązać kontakt towarzysząc albo przy karmieniu zwierząt, albo w ogrodzie, przy gotowaniu, pieczeniu chleba, sprzątaniu, w ich cichej codzienności. Można było odczuć jak emanuje z nich spokój, poczucie pewności. Nie są to jakieś ofiary losu, które się poświęcają, ale kobiety całkowicie spełnione, które poszły w stronę pociągającej je miłości.
c.d.n.
Dodaj komentarz