Agnieszka Jaroszewicz

…A raczej dwie Agnieszki na misyjnym szlaku

Archive for the ‘Refleksyjnie’ Category

Ciche dni

„Jakos tak cicho z tamtej strony” – tak, to prawda, przyznaje, ze cicho. I w duszy tez cichutko, to jej jedyna obrona przed nawalem zajec i wieczornym zmeczeniem nie wiadomo czym… Tyle ze we wspolnocie zrobilo nam sie glosno i wesolo. jest nas duuuzo, to znaczy dojechaly trzy wolontariuszki z Krakowa i trzy z Grecji (!), zeby zrealizowac projekt specjalnie skonstruowany na potrzeby Bosconii, a ponadto dwóch Hiszpanów z Barcelony przyjechalo do pomocy na czas wakacji… To znaczy europejskich wakacji, bo tutaj zima w pelni (czytaj: temperatura schodzi do 20 stopni Celcjusza, a rankiem trzeba zalozyc sweterek). mamy sporo przedsiewziec do zrealizowania, w tym dwie powazne: 27. lipca spotkanie oratoriów, a 22. sierpnia FestiBosconia, czyli wielki festiwal piosenki, do ktorego zapisy juz skonczone i trwaja eliminacje rownolegle z akcjami ekonomicznymi majacymi na celu zbiórke funduszy na ten cel.

W duszy cichutko i blogo, opala sie w promieniach Bozej i ludzkiej milosci, dzis szczególnie zwraca sie w kierunku Matki z wizerunku z Góry Karmel, by potem spróbowac otoczyc ta sama miloscia szeregi dzieci i mlodziezy z oratorium. Mozna powiedziec, ze to moje marzenie, szczególnie w takie dni jak wczoraj, kiedy wydaje sie, ze wszystkie male glowki (i nie tylko) skrzyknely sie za dzien „luzu” i wypróbowania cierpliwosci swoich wychowawców. Jezeli juz nawet w mojej klasie konsultacji z matematyki nie mozna bylo dojsc do ladu, znaczy ze cos nie bylo tak jak nalezy 😉

I tym matematycznym akcentem zycze dobrych wakacji 🙂 i obiecuje wkrótce wyslac cos wiecej.

Pięćdziesiątnica 2008

Głośny, niemy krzyk z głębokości serca:

“Przyjdź, Duchu Stworzycielu, przyjdź, Duchu Pocieszycielu!”

Przychodzi taki czas w życiu, kiedy, jak apostołowie

wiemy, że Chrystus zmartwychwstał, jeszcze żyjemy Jego radością

ale skoro nie jest z nami tak jak dawniej,

wracamy do naszego pustego wieczernika

do tej samotności duszy, którą tylko Bóg może wypełnić.

 

Niech ten krzyk Kościoła w żywych kamieniach, które go budują

Ten krzyk, który nigdy nie pozostaje bez odpowiedzi,

Będzie dziś i Twoim doświadczeniem.

Niech w Twojej błogosławionej pustce zapłonie ogień Miłości Ducha

Oświeci Twoje życie i je przemienia

I przybliża coraz bardziej do serca Mistrza.

Trudnych pytan ciag dalszy

Oratorium popołudniowe (równie dobrze każde inne spotkanie z dziećmi). Słyszę pytania raczej nie do pomyślenia w Polsce, a tutaj tak codzienne jak gra w piłkę nożną:
– Czy masz tatę?
– Taaak…
– Ja nie. A nie! Mam.
– To dlaczego najpierw powiedziałaś, ze nie masz?
– Ach, tam…
Więc prawda pozostaje w sferze domysłów.
Tata i mama to w ogóle temat, który można podejmować na wiele sposobów. Ale pytania o imiona rodziców nigdy nie są pierwsze. Wyprzedza je inne:
– Twój tata żyje?
– Tak
– A mama?
– Też
– (i dopiero:) Jak mają na imię?
Rodzina tutaj zawsze ma jednego członka więcej: Śmierć. Taka oswojona, zadomowiła się pod wieloma ubogimi dachami.

Pascha 2008

Krzyże są wszędzie:
i na wyżynach, jak ten ze zbocza krateru wulkanicznego opodal Quito,
i pod blaszanymi dachami małych domków na piaskach Piura.
Noszą je na szyi biskupi i najmniejsze dzieci z oratoriów latających.
 
Jednak na każdego z osobna musi przyjść czas odszukania na krzyżu oblicza Chrystusa. Potrzeba odwagi Weroniki, która odnalazła oblicze najpiękniejszego z synów ludzkich, spoglądając w zakrwawione oczy skazańca, oszpeconego tak, że postać jego była niepodobna do ludzi, wzgardzonego i odepchniętego, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa.
 
Być może Weronika nie pytałaby człowieka napotkanego w ogrodzie, gdzie jest jej Mistrz, tylko ucałowała tak, jak wcześniej swoją chustę.

Ożywa to, co potrafi umrzeć.

Zycze zanurzenia sie gleboko w tajemnice paschalne

Misyjny Dzień Dziecka 2008

Dzieci. Tutaj są wszędzie, spotykamy je w Bosconii, widzimy przez bramy i ogrodzenia – jak się bawią, jak się kłócą, jak szukają zajęcia i towarzystwa. Przede wszystkim jednak poznajemy je dzięki oratorium i opiece duszpasterskiej naszej misji. Są pierwszym i najważniejszym wyjaśnieniem naszej tu obecności, naszej pracy, radości i zmęczenia. Są naszymi przyjaciółmi. Znamy ich imiona i ulubione zabawy, czasem potrafimy przewidzieć ich wady i zalety. I nic w tym dziwnego. Spotykamy się często, z niektórymi codziennie.

            Przyjeżdżając tutaj mogłam myśleć jedynie stereotypowo o mieszkańcach slumsów, o samych tych dzielnicach jako o siedliskach skrajnego ubóstwa, gdzie jedynie spotyka się wyciągnięte dłonie i błyszczące, błagalnie wpatrzone w przypadkowego przechodnia oczy. Mogłam tak myśleć… Gdybym myślała. O błogosławiona bezmyślności!

            Widzimy tłumy naszych kochanych maluchów (i nieco starszych też) jak wchodzą przez bramę i formują rzędy żeby rozpocząć oratorium krótką modlitwą; pomagamy w nauce, denerwujemy się, gdy nie myślą i cieszymy się z ich sukcesów; żartujemy z naszego trudnego polskiego języka i wyjaśniamy, że to coś innego niż angielski; odpowiadamy na łatwe i trudne pytania, uczymy się ich gier i zabaw, wreszcie – słuchamy o ich troskach i problemach. Rzeczywistość ubóstwa i braku nadziei jest „oswojona”, a każdy mały (drewniany, murowany czy pleciony) domek ma swój adres, który skrzętnie notujemy przy zapisach do oratorium.

            Dzieci są zawsze sobą, nawet jeżeli przygniata je sytuacja, w którą zostały wrzucone bez możliwości wyboru. Prostota pytań, za którymi kryją się dramaty i piękno uśmiechu, który pojawia się nawet na ulicy, wbrew maskom „żebraczym”. Światło i cień, które się przeplatają, a nad którymi zawsze dominuje to jedno i najważniejsze: kolejna osóbka, kolejna tajemnica do przeniknięcia.

Rąbki tajemnic uchylają się w drobiazgach. Chwile – one odsłaniają to, co dni i tygodnie mogą ukryć. Właśnie w ten sposób będę chciała przedstawić Wam naszych przyjaciół i przekonać do „normalności” życia w „nienormalności” warunków. Że naprawdę mnóstwo jest małych Mozartów, którzy dopominają się o uznanie swojego skarbu, a tylko nie zawsze umiemy odczytać te drobne sygnały.*

Dziecięctwo i dziecinność to dwie różne rzeczy.

* I teraz konkurs: kto wie do zakonczenia jakiej ksiazki nawiazalam w tym zdaniu… Dla ulatwienia 😉 dodam, ze jest to jedna z tych, z ktorymi sie nie rozstaje, nawet tu, w Peru.

Cos sie konczy…?

Konczy sie jeden rok, zaczyna kolejny… Po Nowym Roku w Polsce studenci beda pomalu drzec* przed egzaminami -cos konczyc, a w Peru i uczniowie i studenci pójda na nowo zdobywac wiedze – cos zaczynac; styczen przyniesie zapewne (ufajmy) wieksze sniegi i mrozy polskim amatorom sportów zimowych, tutaj – sprawi, ze wszyscy zatesknia za basenem i morskimi, przepraszam, oceanicznymi falami, a to za sprawa najwiekszych letnich upalów.  Taaak… Wakacje. Zazwyczaj kojarza sie z wypoczynkiem (no dobrze, w obecnej ekonomicznej rzeczywistosci z praca w wielkiej Brytanii), ale Bosconia zapelni sie przed poludniem malymi i wiekszymi „milosnikami” nauki, a po poludniu takimiz wiekiem i wzrostem wielbicielami pilek, skakanek i innych gier, jakichkolwiek sie nie wymysli. Ruszaja bowiem: „vacaciones útiles”, Oratorio Sol Bosco i szkola katechetów. Po kolei. „Vacaciones útiles” to szansa dla tych, którym sie nie chcialo w ciagu roku… Teraz musi im sie chciec. A poza tym… Cóz piekniejszego niz matematyka kiedy slonce swieci 😉 Taki tu obyczaj. Oratorio Sol Bosco ma to do siebie, ze juz sama nazwa mnie zachwyca swoja pomyslowoscia, a jest po prostu szansa gier i zabaw, owocnego wykorzystania wakacyjnego czasu z dala od monotonii piaszczystych przedprozy malych okolicznych domków. Ostatnia propozycja jest skierowana do tych raczej starszych, którzy przyjeli lub maja przyjac sakrament bierzmowania, a którzy chca pomóc w prowadzeniu do Boga swoich mlodszych przyjaciól. Przy okazji jest to pewna droga, czesto zupelnie nowa, na której moga odkryc nowych siebie. Guillermina, jedna z animatorek oddanych niemal bez reszty pracy w oratorium i przygotowaniu do Pierwszej Komunii, dopóki nie zostala „nominowana” na animatorke, nigdy nie sadzila, ze potrafi pracowac z dziecmi. Obecnie nie widze wielu lepszych od niej.

Nowa droga, nowe odkrywanie siebie samych, nowe wyzwania, nowe przedsiewziecia… A przy tym bagaz doswiadczen, lancuszek wdziecznosci przyjaciól, który nigdy sie nie urywa i towarzyszy przez cale zycie – Niech Nowy Rok 2008 bedzie nieustannym zaskakiwaniem siebie samych i pozwalaniem na zaskakiwanie nas przez Boga.

Prospero Año Nuevo!

Nasze Betlejem

JasełkaMaryja, Józef, Dzieciątko…
To nic, że mają inne imiona,
Że aniołki są dobrze znane,
Że pasterze nigdy nie opiekowali się owieczkami.
 
Boże Narodzenie jest zawsze
Ludzie, których spotykamy przy wigilijnym stole to Święta Rodzina,
Ci, którzy są dla nas znakiem, że Bóg rzeczywiście się narodził – to aniołowie,
Wszyscy cisi i głośni, schowani i odnalezieni, przy obowiązkach i w czasie odpoczynku, ale zawsze gotowi i spragnieni spotkania ze Zbawicielem są owymi pasterzami, którzy wytańczyli swą radość przed Jezusem.
 
Odnajdź także swoje miejsce i swoje Betlejem, gdzie Bóg narodzi się właśnie dla Ciebie.

Pozwól się odnaleźć – rekolekcje adwentowe

                             Zbliza sie adwent… Co zrobic, zeby dobrze przyjac dar Bozego Narodzenia?

"Może myślisz, że już nikt i nic Ci nie pomoże… że już jest tak źle, że nie może być gorzej… nie chcesz, a może nie potrafisz dać szansy sobie… a tym bardziej Bogu. Możemy się mocno pogubić, zaplątać, zamknąć w bólu, rozpaczy i marazmie… Ale zawsze jest szansa, zawsze jest nadzieja – bo ta nigdy nie umiera. Nadzieja nigdy nie umiera sama z siebie – tylko my mamy władzę, by ją uśmiercić w sobie. Nie czyń tego! Pozwól Bogu Cię odnaleźć. Pozwól Mu objąć Cię w pełnym ciepła i miłości uścisku, jakim Ojciec wita od dawna oczekiwanego syna. Nie zamykaj się na zawsze! Daj sobie i Jemu szansę.

Celem tych rekolekcji jest pobudzenie wiary w tych osobach, które czują, że ją tracą lub utraciły. Nie widzą i nie doświadczają Boga w swoim życiu, mają do Niego żal, stał się On dla nich kimś odległym, obcym, może nawet złym. Zadają sobie ciągle pytanie: Kim jest Bóg, skoro pozwolił na… (śmierć mojego dziecka, na kalectwo mojego dziecka…). Te rekolekcje są też skierowane do tych, którzy nie widzą sensu swojego życia, którzy nie potrafią siebie pokochać i czują, że życie przelatuje im przez palce"

Jezeli, drogi Gosciu, czujesz, ze zaproszenie skierowane jest wlasnie do Ciebie, zajrzyj na strone o.Grzegorza Gintera SJ, ktory jest inicjatorem tych rekolekcji:  http://www.ginter.jezuici.pl/

Tydzien Misyjny 2007

Tym razem osobiscie. Ponizej zamieszczam fragment refleksji na tegoroczny Tydzien Misyjny, tak od "drugiej strony":

"Bardzo dużo mówi się o tym, że dający więcej otrzymuje niż daje. Ale jak wytłumaczyć, że tak naprawdę nie daje się niczego? …Trudne? Nie do przyjęcia? Być może da się to nazwać inaczej, ale jedyne, czego potrzebuje jeden człowiek, żeby znaleźć się wśród innych jako rzecznik Kościoła i Boga, to wiara, że moje nic może być podstawą kreacji jakiegoś świata. Ba! Skoro tak, powiecie, to po co latać aż na drugą półkulę? Jakkolwiek by to nie zabrzmiało: żeby było łatwiej. Żeby przy okazji odkrywać, że „różnimy się jedynie tak bardzo podobnie”, że te cudowne różnice są sobie nawzajem bardzo potrzebne, a podobieństwa pozwalają uchwycić Boży pomysł na skonstruowanie człowieka. (…)

 Życie jest tym najpiękniejszym czego możemy pragnąć, by móc się tym dzielić, to właśnie nasze małe nic, które, połączone z wiarą, może zaowocować jakimś nowym światem. Światem na co dzień ukrytym, tajemnicą Boga osłoniętą inną tajemnicą – czasu jej wyjawienia. Dużo tajemnic? Zawikłane to wszystko? Może na piśmie. “Świat powie to lepiej, niż książka przemilczy”. Żyje się po prostu, myśli muszą się tego dopiero nauczyć. A kiedy się nauczą – będziemy juz w Raju. I nie będzimy musieli nigdzie pielgrzymować, by budować jedność."

 

Już niedługo, coraz bliżej…

Jest  sobota 6 pażdziernika, godzina 21.27 czasu (jeszcze) polskiego. Obie Agnieszki stawiły się kilka godzin temu zwarte i gotowe w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie. Trzeba było dopełnić ostatnich formalności, odebrać bilety lotnicze i … Wreszcie uwierzyć w to, co się dzieje. Jutro o 5.00 ruszamy na Okęcie, a stamtąd … Bo tak jest z tymi, którzy z Ducha narodzili się: nikt nie wie, dokąd pójdą za wolą Twą… Ciąg dalszy nastąpi, gdyż, mamy nadzieję, nasi aniołowie nadążą za Lufthansą 😉