Spojrzenie dające życie
Trwa adwent, czas w którym szukamy ciszy, szukamy zatrzymania, poszukujemy Ducha w naszym życiu. I czekamy. To piękny czas. Chcę przybliżyc Wam nieco Niebo tu na ziemię, umieszczając w ciągu najbliższych kilku dni list mojej towarzyszki z wolontariatu, Agnieszki, która jeszcze została w Piura. Patrząc na jej promienny uśmiech na zdjęciu powyżej, zaczerpnijmy co tylko się da z jej doświadczenia Boga i modlitwy…
Wielokrotnie przez kila dni usiłowałam się dodzwonić. Brak jakiegokolwiek kontaktu, ale nie traciłam wiary. Wiedziałam, że na ulicy Sánchez Cerro mam wsiąść w autobus jadący do Sechura, ok półtorej godziny drogi na południe od Piura, tam wysiąść na targu i kierować się w stronę rynku, a potem na plac Jana Pawła II. Dotarłam. Przeczytałam tabliczkę: Zadzwoń. Bezskutecznie szukałam przycisku dzwonka, rozwiązania bywają dużo prostsze, trzeba pociągnąć za sznur, raz, drugi… W końcu otworzyło się maleńkie okno w drzwiach na których widniał napis: sprzedajemy patyki na opał. W kilku słowach przedstawiłam się, powołałam na kogo trzeba i nakreśliłam z czym przychodzę. Chyba wzbudziłam zaufanie, bo zamknęło się okienko, a otworzyły drzwi i zostałam zaproszona do środka. Pierwsze co usłyszałam, wypowiedziane cichutkim głosem, to czy jadłam już śniadanie.
Tak trafiłam do klauzurowych sióstr benedyktynek, adoratorek Najświętszego Serca. Moje zasadnicze pytanie to czy mogę tu odprawić swoje rekolekcje. Otrzymałam kilkakrotne zapewnienie od matki przełożonej: „Of course, hija…” – mówiącej w spanglish. Kilka dni później wróciłam tam z najpotrzebniejszymi rzeczami.
c.d.n.