Agnieszka Jaroszewicz

…A raczej dwie Agnieszki na misyjnym szlaku

Ciasteczka dla mamy

03
31

Jest dzien przed inauguracja oratorium codziennego w tym roku szkolnym. Wiele przygotowan, wiele spotkan i sporo omawiania szczegolow, ktore… I tak sie zmienia. Ale "jedne rzeczy sie zmieniaja a inne nie"* Juz jakis czas temu zapowiedzialam ciag "obrazkow", ktore przedstwaia nieco naszych malych (i wiekszych) przyjaciol z Peru (i okolic 🙂 ). I obietnicy dotrzymuje. A nie mowilam, ze sie zdziwicie? Minal moze tydzien od poprzedniegio wpisu 🙂

Każdego popołudnia w oratorium dzieci dostają ciepły posiłek. Tylko czasami marudzą, że coś im nie smakuje, lub zostawiają. Zwykle zjadają ze smakiem i szybciutko.
            Jest dzień jak każdy. W jadalni dzieci hałasują, a animatorzy pilnują porządku. Ci, którzy weszli pierwsi, już kończą obiad, inni jeszcze zajadają aż się uszy trzęsą. Przy stole, od którego już prawie wszyscy wstali, została mała dziewczynka. Siadam naprzeciwko i stroję śmieszne minki, dopingując do jedzenia. Bawimy się łyżką w samolocik i tym podobne gry, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Już wiem, że dziewczynka ma na imię Marisela. I że najwyraźniej nie ma dziś zbyt dużego apetytu. Za chwilkę nieśmiałym krokiem, równie nieśmiałym jak uśmiech mojej małej towarzyszki, zbliża się nieco starsza dziewczynka, jej siostra. „Ona już więcej nie zje” uśmiecha się i delikatnie przysiada obok. Wyjmuje z plecaka słoik i pyta: „Mogę…wziąć ze sobą to, co zostało…?” „Oczywiście” – odpowiadam bez wahania – „Ta porcja jest wasza. A nuż apetyt wróci” Uśmiechają się obydwie. Obok talerza leży kilka ciastek zbożowych. Podaję je dziewczynkom: „nie zapomnijcie o deserze”. W roześmianych oczkach pojawia się nowy błysk: „Będą dla mamy”.

            Oratorium to rodzina rodzin.

* A moze by tak kolejny konkurs na cytat? Dla podpowiedzi dodam, ze tym razem nie ksiazka, a film.

Pascha 2008

03
22

Krzyże są wszędzie:
i na wyżynach, jak ten ze zbocza krateru wulkanicznego opodal Quito,
i pod blaszanymi dachami małych domków na piaskach Piura.
Noszą je na szyi biskupi i najmniejsze dzieci z oratoriów latających.
 
Jednak na każdego z osobna musi przyjść czas odszukania na krzyżu oblicza Chrystusa. Potrzeba odwagi Weroniki, która odnalazła oblicze najpiękniejszego z synów ludzkich, spoglądając w zakrwawione oczy skazańca, oszpeconego tak, że postać jego była niepodobna do ludzi, wzgardzonego i odepchniętego, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa.
 
Być może Weronika nie pytałaby człowieka napotkanego w ogrodzie, gdzie jest jej Mistrz, tylko ucałowała tak, jak wcześniej swoją chustę.

Ożywa to, co potrafi umrzeć.

Zycze zanurzenia sie gleboko w tajemnice paschalne

Swiety Antoni na bazarze

03
19

To tak na pocieszenie dla spragnionych wiesci z Peru. Otoz, pewnego pieknego letniego popoludnia, wlasnie w momencie, w ktorym zasiadlam przy komputerze, zeby napisac… cokolwiek, zadzwonil telefon. Okazalo sie, ze trzej polscy misjonarze sa w podrozy wakacyjnej i chetnie by sie zatrzymali w Bosconii na noc lub dwie… ma sie rozumiec juz nic nie napisalam (po raz drugi czy trzeci tego pieknego, letniego dnia). Ale za to mam w zanadrzu sporo ciekawych historyjek misyjnych z parafii lezacych gdzies daleko (lub wysoko). Jedna z nich jest doskonala na poprawe humoru.

A to bylo tak… W jedna z niedziel do malego, lecz bardzo uroczego kosciolka parafialnego polozonego wysoko w Andach, (gdzie nie ma zbyt wiele drog dojazdu, za to zycie tetni jak wszedzie) weszla pewna starsza kobieta, dzwigajac cos duzego w szalu na plecach. Zainteresowany proboszcz wyjrzal z konfesjonalu i co zobaczyl? Kobieta owa zblizyla sie do prezbiterium, wyciagnela z szala figure swietego Antoniego i ustawila elegancko na wprost oltarza. "Co pani robi?" – zapytal zdziwiony misjonarz. "  "Ja nie moge dzis przyjsc na msze, bo ide na zakupy na bazar, ale swiety Antoni wyslucha za mnie mszy, a ja, wracajac z bazaru, zabiore go z powrotem". "Taaak? – zaczal proboszcz hamujac smiech – Mam dla pani inna propozycje: najpierw zostaniecie oboje na mszy swietej, a potem swiety Antoni pojdzie razem z pania na zakupy". "Tak ksiadz mowi…?". "Tak, tak bedzie lepiej, mowie pani". "No, skoro tak…"  …No i zostali na mszy elegancko oboje: i swiety Antoni i jego gospodarna przyjaciolka 🙂

Z serdecznymi pozdrowieniami dla ksiedza Norberta, ktory pewnie juz wrocil do swojej parafii, zeby dopilnowac wszystkiego zanim uda sie na zasluzony odpoczynek do Polski.

„I dlaczego ona nic nie pisze?”

03
16

Juz spiesze z wyjasnieniem. Nie pisze – bo jest szczesliwa 🙂 A dlaczego napisala? Bo szczescie dzielone sie mnozy 🙂 A tak poza tym, to minely pracowite… bardzo pracowite dwa miesiace. Bardzo piekne dwa miesiace. Czas vacaciones útiles i oratorium letniego, czas sprobowania swoich sil w pracy nauczycielskiej i przeroznych sztuk przyjemnych i pozytecznych. Tutaj na przyklad… Nauczylam sie zonglowac. Trzema: limonkami, malymi zielonymi pomaranczami, lub, mniej oryginalnie, pileczkami tenisowymi. Do wyboru. No moze nie do koloru, bo wszystko mniej wiecej w tej samej tonacji kolorystycznej. Obecnie mamy czas "zawieszenia", to znaczy zakonczyly sie akcje wakacyjne, zakonczyla sie kolejna wielka akcja ulotkowa trwajaca tydzien (podobnie jak poprzednia przed wakacjami), pomalu koncza sie zapisy na katechezy sakramentalne i niedlugo zapewne otworza sie zapisy do oratorium codziennego w roku szkolnym, polaczonego z pomoca w nauce. Wiele przygotowan, obecnie takze porzadkowych i kulinarnych przed swietami, ktore juz… no, dla mnie juz trwaja. Bosconia zyje, zmienia sie. jednych zegnamy, innych witamy. Troche przegladu "kronikarskiego" mozna zobaczyc juz w galerii zdjec. Ostatnio dodany album jest jednym z ciekawszych i wazniejszych: fotoreportazem, mozna powiedziec, z jednej z osmiu niedziel wakacyjnych bogatych w spotkania i w doswiadczenie zycia w okolicach Bosconii. Takie bardzo "misyjne" doswiadczenie. Zapraszam do ogladania, dzielenia sie wrazeniami i przemysleniami (zarowno tutaj jak i w galerii zdjec jest mozliwosc dodania komentarzy). Z przyjemnoscia powitam glosy zza oceanu, ktore odpowiadaja z glebi serca wypelnionego miloscia do Kosciola na roznych kontynentach.

A juz niedlugo… Zdziwicie sie zagladajac na te strone. Obiecuje.

Misyjny Dzień Dziecka 2008

01
06

Dzieci. Tutaj są wszędzie, spotykamy je w Bosconii, widzimy przez bramy i ogrodzenia – jak się bawią, jak się kłócą, jak szukają zajęcia i towarzystwa. Przede wszystkim jednak poznajemy je dzięki oratorium i opiece duszpasterskiej naszej misji. Są pierwszym i najważniejszym wyjaśnieniem naszej tu obecności, naszej pracy, radości i zmęczenia. Są naszymi przyjaciółmi. Znamy ich imiona i ulubione zabawy, czasem potrafimy przewidzieć ich wady i zalety. I nic w tym dziwnego. Spotykamy się często, z niektórymi codziennie.

            Przyjeżdżając tutaj mogłam myśleć jedynie stereotypowo o mieszkańcach slumsów, o samych tych dzielnicach jako o siedliskach skrajnego ubóstwa, gdzie jedynie spotyka się wyciągnięte dłonie i błyszczące, błagalnie wpatrzone w przypadkowego przechodnia oczy. Mogłam tak myśleć… Gdybym myślała. O błogosławiona bezmyślności!

            Widzimy tłumy naszych kochanych maluchów (i nieco starszych też) jak wchodzą przez bramę i formują rzędy żeby rozpocząć oratorium krótką modlitwą; pomagamy w nauce, denerwujemy się, gdy nie myślą i cieszymy się z ich sukcesów; żartujemy z naszego trudnego polskiego języka i wyjaśniamy, że to coś innego niż angielski; odpowiadamy na łatwe i trudne pytania, uczymy się ich gier i zabaw, wreszcie – słuchamy o ich troskach i problemach. Rzeczywistość ubóstwa i braku nadziei jest „oswojona”, a każdy mały (drewniany, murowany czy pleciony) domek ma swój adres, który skrzętnie notujemy przy zapisach do oratorium.

            Dzieci są zawsze sobą, nawet jeżeli przygniata je sytuacja, w którą zostały wrzucone bez możliwości wyboru. Prostota pytań, za którymi kryją się dramaty i piękno uśmiechu, który pojawia się nawet na ulicy, wbrew maskom „żebraczym”. Światło i cień, które się przeplatają, a nad którymi zawsze dominuje to jedno i najważniejsze: kolejna osóbka, kolejna tajemnica do przeniknięcia.

Rąbki tajemnic uchylają się w drobiazgach. Chwile – one odsłaniają to, co dni i tygodnie mogą ukryć. Właśnie w ten sposób będę chciała przedstawić Wam naszych przyjaciół i przekonać do „normalności” życia w „nienormalności” warunków. Że naprawdę mnóstwo jest małych Mozartów, którzy dopominają się o uznanie swojego skarbu, a tylko nie zawsze umiemy odczytać te drobne sygnały.*

Dziecięctwo i dziecinność to dwie różne rzeczy.

* I teraz konkurs: kto wie do zakonczenia jakiej ksiazki nawiazalam w tym zdaniu… Dla ulatwienia 😉 dodam, ze jest to jedna z tych, z ktorymi sie nie rozstaje, nawet tu, w Peru.

Cos sie konczy…?

12
31

Konczy sie jeden rok, zaczyna kolejny… Po Nowym Roku w Polsce studenci beda pomalu drzec* przed egzaminami -cos konczyc, a w Peru i uczniowie i studenci pójda na nowo zdobywac wiedze – cos zaczynac; styczen przyniesie zapewne (ufajmy) wieksze sniegi i mrozy polskim amatorom sportów zimowych, tutaj – sprawi, ze wszyscy zatesknia za basenem i morskimi, przepraszam, oceanicznymi falami, a to za sprawa najwiekszych letnich upalów.  Taaak… Wakacje. Zazwyczaj kojarza sie z wypoczynkiem (no dobrze, w obecnej ekonomicznej rzeczywistosci z praca w wielkiej Brytanii), ale Bosconia zapelni sie przed poludniem malymi i wiekszymi „milosnikami” nauki, a po poludniu takimiz wiekiem i wzrostem wielbicielami pilek, skakanek i innych gier, jakichkolwiek sie nie wymysli. Ruszaja bowiem: „vacaciones útiles”, Oratorio Sol Bosco i szkola katechetów. Po kolei. „Vacaciones útiles” to szansa dla tych, którym sie nie chcialo w ciagu roku… Teraz musi im sie chciec. A poza tym… Cóz piekniejszego niz matematyka kiedy slonce swieci 😉 Taki tu obyczaj. Oratorio Sol Bosco ma to do siebie, ze juz sama nazwa mnie zachwyca swoja pomyslowoscia, a jest po prostu szansa gier i zabaw, owocnego wykorzystania wakacyjnego czasu z dala od monotonii piaszczystych przedprozy malych okolicznych domków. Ostatnia propozycja jest skierowana do tych raczej starszych, którzy przyjeli lub maja przyjac sakrament bierzmowania, a którzy chca pomóc w prowadzeniu do Boga swoich mlodszych przyjaciól. Przy okazji jest to pewna droga, czesto zupelnie nowa, na której moga odkryc nowych siebie. Guillermina, jedna z animatorek oddanych niemal bez reszty pracy w oratorium i przygotowaniu do Pierwszej Komunii, dopóki nie zostala „nominowana” na animatorke, nigdy nie sadzila, ze potrafi pracowac z dziecmi. Obecnie nie widze wielu lepszych od niej.

Nowa droga, nowe odkrywanie siebie samych, nowe wyzwania, nowe przedsiewziecia… A przy tym bagaz doswiadczen, lancuszek wdziecznosci przyjaciól, który nigdy sie nie urywa i towarzyszy przez cale zycie – Niech Nowy Rok 2008 bedzie nieustannym zaskakiwaniem siebie samych i pozwalaniem na zaskakiwanie nas przez Boga.

Prospero Año Nuevo!

Nasze Betlejem

12
24
JasełkaMaryja, Józef, Dzieciątko…
To nic, że mają inne imiona,
Że aniołki są dobrze znane,
Że pasterze nigdy nie opiekowali się owieczkami.
 
Boże Narodzenie jest zawsze
Ludzie, których spotykamy przy wigilijnym stole to Święta Rodzina,
Ci, którzy są dla nas znakiem, że Bóg rzeczywiście się narodził – to aniołowie,
Wszyscy cisi i głośni, schowani i odnalezieni, przy obowiązkach i w czasie odpoczynku, ale zawsze gotowi i spragnieni spotkania ze Zbawicielem są owymi pasterzami, którzy wytańczyli swą radość przed Jezusem.
 
Odnajdź także swoje miejsce i swoje Betlejem, gdzie Bóg narodzi się właśnie dla Ciebie.

Pozwól się odnaleźć – rekolekcje adwentowe

11
29

                             Zbliza sie adwent… Co zrobic, zeby dobrze przyjac dar Bozego Narodzenia?

"Może myślisz, że już nikt i nic Ci nie pomoże… że już jest tak źle, że nie może być gorzej… nie chcesz, a może nie potrafisz dać szansy sobie… a tym bardziej Bogu. Możemy się mocno pogubić, zaplątać, zamknąć w bólu, rozpaczy i marazmie… Ale zawsze jest szansa, zawsze jest nadzieja – bo ta nigdy nie umiera. Nadzieja nigdy nie umiera sama z siebie – tylko my mamy władzę, by ją uśmiercić w sobie. Nie czyń tego! Pozwól Bogu Cię odnaleźć. Pozwól Mu objąć Cię w pełnym ciepła i miłości uścisku, jakim Ojciec wita od dawna oczekiwanego syna. Nie zamykaj się na zawsze! Daj sobie i Jemu szansę.

Celem tych rekolekcji jest pobudzenie wiary w tych osobach, które czują, że ją tracą lub utraciły. Nie widzą i nie doświadczają Boga w swoim życiu, mają do Niego żal, stał się On dla nich kimś odległym, obcym, może nawet złym. Zadają sobie ciągle pytanie: Kim jest Bóg, skoro pozwolił na… (śmierć mojego dziecka, na kalectwo mojego dziecka…). Te rekolekcje są też skierowane do tych, którzy nie widzą sensu swojego życia, którzy nie potrafią siebie pokochać i czują, że życie przelatuje im przez palce"

Jezeli, drogi Gosciu, czujesz, ze zaproszenie skierowane jest wlasnie do Ciebie, zajrzyj na strone o.Grzegorza Gintera SJ, ktory jest inicjatorem tych rekolekcji:  http://www.ginter.jezuici.pl/

Wylatujemy ze zlotej klatki

11
27

Niech juz zostanie ta "ptasia" terminologia. Zwlaszcza, ze po drodze zdazylysmy juz zaszczepic okolo tysiaca kur (kiedy to bylo…? Nawet nie pamietam :)), a codziennie upajamy sie spiewem rajskich ptaszkow fruwajacych po naszym domowym patio. Rzeczywiscie, juz sporo razy opuscilysmy mury Bosconii, by zasmakowac troche peruwianskiego swiata. Srednio raz w tygodniu udajemy sie do centrum, zeby zaopatrzyc sie w najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak chusteczki do nosa – tak tak, na pustyni tez mozna sie przeziebic, nawet porzadnie. Przy okazji widzialo sie to i owo. Centrum Piura w niczym nie przypomina okolic Bosconii. Banki, domy towarowe, multikino, mnostwo barow, kawiarenek, budynki przemyslowe oraz wszedzie przemykajacy panowie w garniturkach i z neseserami. Showbusiness. Jak wielka odleglosc mozna przebyc w ciagu 10 minut jazdy mototaksowka!*. Wystarczy, ze zestawimy sobie elegancka pietrowa wille oblozona blyszczacymi kaflami, zaopatrzona w ganek i garaz, otoczona calkiem ladnym murowanym ogrodzeniem (takie mijamy po drodze do centrum) z domkiem Doñi Paquity i jej rodziny, ktora zawsze wita nas szerokimi usmiechami, kiedy przybywamy w niedzielne popoludnie do Kurt Beer w ramach "oratorium objazdowego". Zawsze uzyczaja nam pradu, zeby podlaczyc radio. Wówczas dzieciaki schodza sie w rytm piesni: "Vamos,vamos a eschuchar la palabra de verdad, vamos, vamos a adorar a Dios en el pan de la unidad" [idziemy, by sluchac slowa prawdy, idziemy adorowac Boga w chlebie jednosci]. Kiedy zajrzalam dyskretnie do srodka drewnianego domku, zobaczylam duze pomieszczenie wylozone glina, przedzielone sciankami i rozbudowane wglab. Zaslonki sluzace za drzwi byly nielicznymi elementami kolorowymi, ale skromne meble poustawiane byly gustownie i w porzadku. Prowizoryczna spizarnia, ktora poznalam po umieszczonej na pólce palecie jajek, takze byla uporzadkowana, choc uboga. Na jednym z pieknie wyplecionych krzesel, na poduszce lub kocyku, drzemal najspokojniej w swiecie uroczy rudy kociak, jakby odzwierciedlajc cieplo serc calej piecioosobowej rodzinki, ktora jest ostoja naszego oratorium. Naprawde, dom tworza ludzie. To chyba nie oni sa naprawde ubodzy.

* odsylam do galerii zdjec

No i znow obrastamy w Pi…óra :)

11
07

Oratorium, oratorium, wychodne, oratorium… Wychodne?! Tak, juz kilka razy zdarzylo sie nasm opuscic nasza zlota klatke i zakosztowac peruwianskiego swiata. O tym jednak napiszemy innym razem, bo inne wrazenia nieco przycmily nasze niedawne wyprawy do miasta… Wczoraj na tutejszej farmie byla wielka akcja szczepienia indyków i nie omieszkali zaangazowac calej (no,prawie calej) wspolnoty. Nasze pierwotne obawy przed nakluwaniem delikatnej ptasiej skorki zmienily sie wraz z zadaniem. Nie do nas nalezalo wstrzykiwanie blizej nieokreslonej substancji, ale za to trzeba bylo zapanowac nad tysiacem par (!) trzepocacych skrzydel, po czym chwytac dranie i podawac do szczepienia. Pióra byly wszedzie! A halas! 😉 Czy nikt nigdy nie mówil o "indyczym spiewie"? Moze warto by zaczac 🙂 Prawdziwie misyjne zadanie, szczegolnie dla tych, ktorzy musieli z kazdym indykiem przelamywac wlasny strach i niechec. Dla innych… coz… Zawsze mozna zagrac w "kto da wiecej" i chwytac po dwa naraz. Po trzy juz sie nie dalo 🙂 …A czemu w ogóle o tym wszystkim pisac? Bo to sie nazywa codziennosc. Praca, praca… A przy okazji kondycja fizyczna. Nic wznioslego, nic wielkiego. Jestesmy ludzmi i zyjemy wsrod innych stworzen, ktore sa nam poddane …A przy tym mozna jeszcze miec niezly ubaw,a jak! Pozdrawiamy z naszej farmy obrosniete w pióra.